Witajcie!
Jak już zapewne wiecie zabrałam się za czytanie trylogii czasu
Kerstin Gier. Przeczytałam ją już oh oho! Z miesiąc temu. Więc czas na
recenzję. Jeśli chcecie dowiedzieć się
czegoś o fabule odsyłam was do recenzji części pierwszej <link>
Jak już wiecie najbardziej do zasięgnięcia po tą trylogię zachęciła
mnie okładka. No, bo cóż dodać, cóż ująć? Przyciąga oko, prawda? Po zagłębieniu
się w jej treść… Cóż z nóg nie powala. Nie spodobała mi się pierwsza część,
druga hmm cóż, nie była najgorsza, jednak trzecia była moim zdaniem najlepsza.
Działo się w niej bardzo, ale to bardzo dużo rzeczy. Poprzez całe to
zamieszanie z przeskokami w czasie, nie raz musiałam wracać do poprzednich
stron i kojarzyć, co niektóre fakty. Jednak, jak to się stało, że całą trylogię
wręcz połknęłam? A, właśnie Kerstin (dodam tylko, że jest to niemiecka pisarka)
pisze bardzo lekkim, młodzieżowym językiem, myślę, że tylko i wyłącznie,
dlatego przemknęłam przez tą trylogię w mgnieniu oka. Nie będę pisała już nic
więcej. Zapoznajcie się z poprzednimi recenzjami, bo to to jest tak naprawdę marne
podsumowanie.
Pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz