Przychodzę do was z recenzją kolejnej części trylogii Trudi Canavan, czyli… .Przyszedł czas na „Nowicjuszkę”! Tak, ta trylogia na pewno długo zostanie w mojej pamięci.
Nie będę wypowiadała się na temat okładki, ponieważ jest taka sama, a różnica polega na tym, że postać stoi w innej pozycji.
Skupmy się nad treścią.
W kolejnej części, nasza kochana Sonea uczęszcza na uniwersytet. Uczy się tam używania swojej mocy, a przede wszystkim kontrolowania jej. W nauce uparcie przeszkadza jej rówieśnik- Regin. Napada na nią razem z grupką innych nowicjuszy. Jak myślicie, kto wygrał? Tak, Sonea. Okazało się, że jej moc rozwija się w zawrotnym tempie. Nie zużywa jej dużo, ani się nie męczy. Każdy pewnie pomyślał CZAD! Nie. Niestety, starsi magowie tzw. mistrzowie muszą zablokować jej moc, ponieważ cóż - Przeczytacie to się dowiecie. W każdym razie, jeśli ktoś przeczytał już pierwszą część to na pewno wie, co w nocy zobaczyła Sonea, gdy razem z Cerynim wkradli się na teren Gildii. Z tym wiąże się dość nieprzyjemny wątek, ale nie będę wam go zdradzać. Jeśli jakaś dziewczyna lubi akcję z nutką romansu to ta trylogia jej zdecydowania, dla niej!
Więc, książkę czytało się przyjemnie. Jednak strasznie męczyło mnie pierwsze 100-150 stron. Nic się nie działo, przynajmniej dla mnie. Myślałam nawet, że porzucę tę część, trylogię. Ale że jestem uparta i pewnego wieczora powiedziałam „O nie, nie! Nie oddasz jej, wręcz przeciwnie-przeczytasz od deski do deski.” I tak się stało, z czego jestem niesamowicie dumna! Akcja tak bardzo się rozwinęła, że nie potrafiłam odłożyć książki na miejsce! Na moje nieszczęście w święta biblioteka była zamknięta, i nie mogłam wypożyczyć trzeciej części. Ale już ją mam i natychmiast zabieram się za czytanie!
Książkę oceniam na 9/10
Ten jeden punkt ujmuję za brak akcji na początku, ale książka jest świetna!
Pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz