Hej!
Po długiej przerwie przychodzę do was z recenzją, już dość znanej książki „Dotyk Julii” autorstwa Tahereh Mafi. Znając moją słabą stronę-lenistwo, pewnie już każdy czytał tą książkę… A może właśnie nie każdy? Może TY nie czytałeś akurat tej książki, co? W takim Razie zapraszam cię, do przeczytania mam nadzieję, pomocnej recenzji!
No, więc, na początek zacznę od autorki.
Jest 26-27 letnią, amerykańską pisarką. Urodziła się w 1988 roku w Connecticut. Jej debiutem literackim, jest właśnie „Dotyk Julii” wydany w bodajże 2011 roku. Jest żoną pisarza Ransoma Riggsa.
Dobrze, uporaliśmy się za autorką no to teraz czas na to, co najlepsze, czyli książka!
Na początku zacznę od okładki, ponieważ moja koleżanka ma inną okładkę, znowuż w bibliotece również jest inna. Ja dziś zajmę się tą bardziej „popularną”, czyli tą:
Jest przepiękna! Gdy ją zobaczyłam to było jak takie, WOW! No, bo przecież to bardzo oryginalna okładka prawda? Ponadto jest w moich ukochanych kolorach, a jeszcze przeważa tam błękit! No to już w ogóle cud, miód i malinka! Jak tak teraz patrzę na tą okładkę, to ona ma zawartych mnóstwo symboli z książki, ale nie! Nie zdradzę ci, o co w nich chodzi. Jeśli więc chodzi o okładkę to już zakończyłam swoją wypowiedź.
Przejdźmy do treści!
Główną bohaterką jest siedemnastoletnia Julia. Jest wyrzutkiem społecznym. Julia była inna z wielu powodów, lecz kluczowym był jeden-DOTYK. Nikt nie może jej dotknąć, nikt tego nie chce. Po pewnym incydencie Julia zostaje zamknięta w tzw. izolatce, w psychiatryku a przynajmniej tak myśli. Ma ze sobą swój notesik czy też pewnego rodzaju pamiętnik, w którym znajdują się różne sentencje, wyznania, czy też po prostu różnego rodzaju zapiski. Pewnego dnia do jej celi, wchodzi chłopak. I jak się okazuje oboje się znają, jednak Julia zachowuje do niego dystans.
A co stanie się potem?
Przeczytaj a się dowiesz!
Mną książka ogromnie wstrząsnęła. Fakt zabierałam się za nią chyba z milion razy, z różnych powodów. Jednak pewnego dnia powiedziałam DOSYĆ! Przeczytam chociażbym miała wmuszać w siebie treść. Treści nie wmuszałam. Jednak mam mieszane uczucia, co do tej książki. Może to po prostu nie mój typ? Ale znowuż wcale jej nie skreślam! Czytało się miło, przez opisy przebrnęłam bez trudu. Sama opowieść i pomysł jak najbardziej na ogromny plus. Więc myślę, że jest to książka na pewno godna polecenia, czy też idealna na prezent urodzinowy, gwiazdkowy itd. Książkę oceniam na DUM …DUM… DUM… 8/10 punktów!
P.S Bardzo podobały mi się przekreślone sentencje!
Pozdrawiam!
Bajo :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz