W końcu przyszedł czas na recenzję, zdecydowanie najlepszej książki, jaką przeczytałam w 2015 roku (albo, jak kto woli trylogii) książka nosi tytuł „Gildia Magów” i jest autorstwa Trudi Canavan.
Zacznijmy od okładki, która prezentuje się tak:
Jak widać przeważa kolor biały, co osobiście dla mnie jest małym utrudnieniem. Ponieważ taka książka szybko się brudzi a ja mam po prostu bzika na punkcie białych książek. W głównym, centralnym miejscu okładki widać postać w kapturze. Jest to kobieta, przynajmniej, gdy ktoś bliżej się przyjrzy. No i oczywiście na samej górze-tytuł oraz autor. Okładka mimo białego koloru, bardzo mi się podoba. Lubię taki minimalizm. Nigdy nie przyciągały mnie książki z wymyślnymi okładkami, wolę prostotę. Mimo iż widziałam inne wersje okładki, które również mi się podobały, to myślę, że jeżeli miałabym kupić tą książkę dla siebie bądź w prezencie, to wybrałabym tą wersję.
Co do treści to:
Książka opowiada o dziewczynie z tzw. slumsów, jednak Sonea wcale nie jest zwyczajną nastolatką. Akcja zaczyna się w dniu czystki, kiedy Sonea napotyka grupkę swoich dawnych przyjaciół ze slumsów, typowych rozrabiaków. Ludność ze slumsów zbija się w grupkę, po czym banda przyjaciół głównej bohaterki zaczyna ciskać kamieniami i różnymi innymi proszkami, które zapakowane zostały w paczuszki, w barierę ochronną, którą podtrzymywała magia - a, co za tym idzie byli tam magowie. Każdy kamień odbijał się o barierę, jednak ogromne było zdziwienie Sonei, gdy rzuciła własnym kamieniem. Tak, zgadliście przebił się przez barierę. Przestraszona Sonea zaczyna uciekać, w dalszej ucieczce pomaga jej przyjaciel-Ceryni.
Ta książka zdecydowanie jest fenomenem! Nie potrafię sobie przypomnieć książki, którą przeczytałam równie szybko jak tą. Byłam pod wrażeniem mojej szybkości czytania. Jedno wielkie WOW! Mimo że na początku myślałam, że przecież nie dam rady, bo to aż całe 500 stron, tak, tak ja? Ja nie dam rady? Książkę wręcz pochłonęłam w niecałe pół dnia razem z przerwami. Nadal nie mogę się po niej otrząsnąć, całe szczęście, że w domu miałam drugą część, bo cóż lekko mówiąc rozniosłoby mnie. Tak… No, więc książkę czyta się lekko i płynnie. Bardzo podobało mi się to, że książka była pisana z kilku perspektyw, wiedziałam wtedy, co czuje inna postać w danym momencie. Fabuła cały czas trzyma w napięciu, nie są to przede wszystkim flaki z olejem, za co należą się ogromne brawa Trudi. Książkę bez wyrzutów sumienia oceniam na 10/10 i niech każda będzie tak świetna jak ta, a już nigdy nie wyjdę z biblioteki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz