INSTAGRAM

nagłówek

21 grudnia 2015

Todd Burpo oraz Lynn Vincent- "Niebo istnieje...Naprawdę!"- poruszająca historia czterolatka.

       










       Tytuł: Niebo istnieje… Naprawdę!
       Autor: Todd Burpo oraz Lynn Vincent
       Liczba stron: 226 (bez dodatku 181)
       Wydawnictwo: Rafael
       Czas czytania:  2 dni










Kiedy Colton Burpo cudem wyzdrowiał po nagłej operacji wycięcia wyrostka robaczkowego, jego rodzina nie posiadała się z radości. Nie spodziewała się jednak, że w ciągu następnych kilku miesięcy usłyszy piękną i wyjątkową historię o podróży małego chłopca do nieba i z powrotem.
Niespełna czteroletni Colton oznajmił rodzicom, że opuścił swoje ciało podczas zabiegu, wiarygodnie opisując, co jego rodzice robili, gdy on leżał na stole operacyjnym. Opowiadał o wizycie w niebie i przekazywał historie ludzi, z którymi spotkał się w zaświatach, a których nigdy wcześniej nie widział. Wspominał nawet o zdarzeniach mających miejsce jeszcze przed jego narodzinami. Zaskoczył swoich rodziców opisami i mało znanymi szczegółami o niebie, dokładnie pasującymi do tego, co podaje Biblia, a przecież nie mógł ich stamtąd znać, bo jeszcze nie umiał czytać.
Z rozbrajającą niewinnością i typową dla dziecka prostolinijnością Colton opowiadał o spotkaniach z członkami rodziny, którzy już dawno odeszli z tego świata. Opisywał Jezusa i anioły, twierdził, że Bóg jest „bardzo, bardzo duży” i naprawdę nas kocha. 
Historia ta – opowiedziana przez ojca przywołującego proste słowa własnego syna – ukazuje miejsce, które czeka na nas wszystkich, gdzie, jak mówi Colton, „nikt nie jest stary i nikt nie nosi okularów”.
"Niebo istnieje... naprawdę!" na zawsze zmieni sposób, w jaki myślisz o wieczności, pozwalając ci przyjąć perspektywę dziecka i uwierzyć jak ono.



Czy zastanawiałeś się kiedyś nad sensem ludzkiego życia?
Czy zadawałeś sobie pytanie:
 BÓG ISTNIEJE?
JAK JEST W NIEBIE?
JAK WYGLĄDA SZATAN?
Czy życie po śmierci istnieje?

  Książka Todd’a Burpo jest pewnego rodzaju dokumentem. Mówi o faktach. Słyszałam o wielu książkach które w pewien sposób pokazują nam obraz Nieba. Bałam się je przeczytać. Może dlatego że nie wiedziałam czy informacje są prawdziwe? Po tę książkę jednak postanowiłam sięgnąć. Pochłonęłam ją z zapartym tchem. Historia o chłopcu który w czasie operacji, był w Niebie. Jednak wszystko co dobre, równie szybko się kończy. Książka się skończyła, Magda nie wie co zrobić z własnym życiem. Todd Burpo ujął tutaj historię swojego syna, w sposób zrozumiały dla każdego odbiorcy. Napisana jest prostym językiem, co znacznie ułatwia zrozumienie celu powstania tej książki. Jest to szczera i wzruszająca do łez historia,  małego chłopca, która pokazuje nam, jak ogromna jest wiara dzieci, i jak bardzo można się zagubić w świetle codzienności. A co z małym Coltonem? Colton jest naprawdę cudownym dzieciakiem. Czytając książkę, tak bardzo go polubiłam iż nie mogę uwierzyć że to już koniec. Kochająca rodzina. Nigdy w książkach nie spotkałam takiego opisu rodziny. Wspierająca, kochająca, co najważniejsze ufająca sobie rodzina.

   Wiecie, ta książka jest bardzo trudnym tematem do ugryzienia. Nie wiem jak mam ją ocenić. No, bo jak można kwestionować wiarę w Boga i jego cuda. Postaram się ją ocenić na podstawie moich uczuć. Inaczej nie potrafię.

  Książka wywarła na mnie ogromne wrażenie, przyznaję się bez bicia, najpierw obejrzałam film. Po którym nasuwało mi się jedno pytanie, czy ten chłopiec nie ma zbyt bujnej wyobraźni. Jednak z doświadczenia wiem, że małe dzieci mówią prawdę, nie owijają w bawełnę, nic nie komplikują. Dlatego też, uwierzyłam w Niebo o którym opowiedział rodzicom Colton. Jest to jednak z piękniejszych powieści które przeczytałam.  Momentami przerażała mnie prostota z jaką Colton mówił o Niebie, tak prosto z mostu.  Osobiście mogę też powiedzieć, że książka pogłębiła moją wiarę.

  9/10

12 grudnia 2015

Sarah Blakley-Cartwright- "Dziewczyna w czerwonej pelerynie" Czyli totalny kicz.

      



       Tytuł: Dziewczyna w czerwonej pelerynie
       Autor:  Sarah Blakley-Cartwright
       Liczba stron: 358
       Wydawnictwo: Galeria Książki
       Czas czytania: 1 dzień


















                                                                       Kowal pragnie ją poślubić. 
                                                                          Drwal pragnie z nią uciec. 
                                                             Wilkołak pragnie, by stała się taka jak on. 

Siostra Valerie była piękna, dobra i urocza. A teraz nie żyje. Henry, przystojny syn kowala, próbuje pocieszyć Valerie, lecz jej zbuntowane serce bije mocniej dla kogoś innego – drwala uważanego za wyrzutka, Petera, który proponuje dziewczynie inne życie z dala od domu. Po brutalnym zabójstwie siostry świat Valerie zaczyna w szaleńczym tempie wymykać się spod kontroli. Od pokoleń gniew Wilka łagodzono comiesięczną ofiarą, jednak teraz nikt nie jest bezpieczny. Kiedy do wsi przybywa doświadczony pogromca wilkołaków, mieszkańcy dowiadują się, że bestia żyje pośród nich – może nią być każdy… Wkrótce okazuje się, że Valerie jako jedyna posiada zdolność rozumienia głosu potwora. Wilk mówi, że dziewczyna musi poddać się jego woli, zanim przeminie krwawy księżyc. W przeciwnym wypadku zginą wszyscy, których kocha.

Każdy zna,  historie o Czerwonym Kapturku.
Każdy wie, jak się zakończyła,
każdy myśli że to samo wydarzy się w książce „Dziewczyna w czerwonej pelerynie”.
Ale gdyby wilka zastąpił wilkołak? Co wtedy?


Bardzo podoba mi się plastyczność tekstu. Wszystko co opisywała autorka było realistyczne.
 Jednak, uważam że pani Sarah spieszyła robotę. Oczywiście potocznie mówiąc.
Sama sprzeczność w mojej głowie zaszła gdy przeczytałam że to książka na podstawie scenariusza…
Moja mina na pewno była bezcenna. Sam tekst? Może i był plastyczny, ale tak drętwy.
Czułam się jakbym czytała fanfica gimnazjalistki, która stara się żeby wszystko było idealne.
Sama fabuła nie bardzo mi podpasywała. To znaczy, nie lubię tzw. trójkątów .
Co ja mówię?! Ja tego nienawidzę. A najgorsze jeszcze przed nami. ci MĘŻCZYŻNI, którzy zabiegają o względy Valerie mają praktycznie takie same cechy. I co, z tego wynika? Którego nie wybierze to i tak będzie szczęśliwa. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie zauważyła jeszcze kilku bzdur.
 Ale nie zamierzam o nich pisać, chociaż? Słyszeliście o zapałkach w średniowieczu?
Albo o żniwach w czasie zimy?  Bo ja nie.
 Bohaterowie? Spójrzmy na samego Salomona, który wszystko robi w imię Boga.
Zabija w imię Boga, torturuje w imię Boga, wszędzie doszukuje się diabła czy czarownic.
Czy ta kobieta słyszała o neutralności religijnej? Nie potrafię ocenić tej książki pozytywnie, chociaż nie wiem jak bardzo bym chciała znaleźć w niej coś pozytywnego, to na myśl przychodzi mi tylko okładka.
Jest ona porządna, filmowa, może być.
Samo zakończenie bardzo mnie zawiodło. Może i wszystkie fakty stały się spójną, logiczną całością, jednak można było zachować tradycje i wilkiem byłaby babcia. A tu co? WIELKIE BAGNO.

Tak więc, iż, ongiś ogólnie książkę oceniając:

Uważam że jest to kolejna książka, ta jedna z gorszych którą przygarnęłam.
I choćby nie wiem jak, nie potrafię jej zaakceptować na swojej półce, ona leży ale w szafie, za ubraniami. Drętwa fabuła, bohaterowie nie wiem skąd, język,  zakończenie, fabuła wszystko jest na minus
(pomińmy okładkę).

Tak więc, za okładkę!
2/10

4 grudnia 2015

Ewa Nowak-"Niewzruszenie" czyli domowe sprawy.






       




       Tytuł: Niewzruszenie
       Autor: Ewa Nowak
       Liczba stron: 247
       Wydawnictwo: Egmont
       Czas czytania: 1 dzień








Rodzeństwo Marianna i Lew Henselowie mają niebanalne poczucie humoru, a na dodatek przygarniają pod swój dach bardzo oryginalne zwierzę. Siostra i brat borykają się także z problemami sercowymi, ale i one są nietypowe. 



Człowiek czasami potrzebuje czegoś lżejszego, czegoś co pozwoli mu się zresetować i oczyścić umysł. Zarazem w tej zwyczajności i banalności poszukujemy czegoś nowego, niespotykanego, nietuzinkowego.  Idealną książką w moim wypadku okazała się być 247 stronnicowa powieść Ewy Nowak. Kobiety którą cenię za jej poczucie humoru, podejście do czytelnika i całokształt.

 Książka która opowiada o życiu rodziny, nietypowej zwariowanej. Szalonych rodzicach i rozważnych pociechach. Seria Miętowa ma to do siebie, że w swojej banalności zachwyca i porusza, mimo tak błahych problemów z którymi borykają się bohaterowie.  „Niewzruszenie” jest bodajże jedenastym tomem, moim zdaniem najsłabszym z dotychczas przeze mnie przeczytanych.  Opowiada o rozważnym rodzeństwie, które wpada w dołek psychiczny przez miłość. Oboje znajdują się pod presją otoczenia.  Mimo tego że wiele się dzieje, fabuła jest rozbudowana, czytelnik cały czas myśli o rodzeństwie które aż nazbyt dobrze się ze sobą dogaduje.. Ich doznania miłosne są tak różne, że aż mnie to ucieszyło.

Jednak kobieta zawsze znajdzie jakieś „ALE”. Marianna poznaje chłopaka, jednak mimo starań Tomka, dziewczyna pozostaje niewzruszona. Biedak staje na uszach żeby ją zadowolić. Irytowała mnie ta sytuacja. Myślę że bardziej polubiłam Tomka, niż jedną z głównych postaci!   Strasznie mnie to irytuje. Natomiast Lew? Lew to Lew. Polubiłam jego imię, jest dziwne, zwierzęce, ale też bardzo oryginalne. I szczerze mówiąc, bardziej spodobała mi się jego historia miłosna. Mimo że była już tak bardzo oklepana. Znajomość, ze znajomości rodzi się przyjaźń, potem w życiu dziewczyny pojawia się chłopak, jest źle. Następnie niczym grom z jasnego nieba na przyjaciół spada miłość i wszystko kończy się szczęśliwie dla Lwa.

 Czasami zastanawiam się nad tym czy Pani Ewa nie przesadziła z ilością tomów. Oczywiście te książki mogą pomóc, ukształtować światopogląd czytelnika, otworzyć oczy na niektóre sprawy, ale gdy Ja czytam już 11 tom, zauważam takie podobieństwo między bohaterami innych tomów, że mam ochotę się rozpłakać i krzyczeć DLACZEGO?! Dlaczego tak dobra seria, która powinna kształtować zostaje zepsuta? Sama sobie nie wierzę, że właśnie napisałam coś takiego, jednak uważam że Seria Miętowa została zepsuta. Straciłam apetyt na jakąkolwiek książkę Pani Ewy, co bardzo mnie martwi.
Zawiodłam się.

4/10


22 listopada 2015

Cecelia Ahern- "love, rosie"- słodkie romansidło?



     



        Tytuł: love, rosie
        Autor: Cecelia Ahern
        Liczba stron:  511
        Wydawnictwo: Akurat
        Czas czytania: 2 dni















Rosie i Alex od dzieciństwa są nierozłączni. Życie zadaje im jednak okrutny cios: rodzice Alexa przenoszą się z Irlandii do Ameryki i chłopiec oczywiście jedzie tam razem z nimi. Czy magiczny związek dwojga młodych ludzi przetrwa lata i tysiące kilometrów rozłąki? Czy wielka przyjaźń przerodziłaby się w coś silniejszego, gdyby okoliczności ułożyły się inaczej? Jeżeli los da im jeszcze jedną szansę, czy Rosie i Alex odważą się ją wykorzystać?


Jeśli czytasz moje posty, już od dłuższego czasu, na pewno wiesz że nie jestem fanką romansideł, opisów pierwszego pocałunku, i tego typu dupereli. Jednak, książka „Love, rosie” to zupełnie inna bajka! Powiedziałabym że to romansidło dla osób nienawidzących romansideł. A co! Męczyłam się z tą książką, fakt. Przyznaję się. Może to dlatego że wolę książki z opisami? Ta powieść opierała się głównie na listach, zarówno pisanych odręcznie jak i drogą elektroniczną. Wkurzało mnie to. Myślałam, jak to możliwe, żeby ktoś chciał wydać coś takiego! Jednak na przełomie trzeciej, czwartej i piątej części (książka podzielona jest na 5 części) tak bardzo przywiązałam się do Rosie i Aleksa, że te cholerne listy przestały mi przeszkadzać. Opowieść jest naprawdę dobra, mimo że w takowych nie gustuję. Jednak postanowiłam się przełamać, znów. (z Gayle Forman mi nie wyszło) Cieszę się, że tym razem aż tak bardzo się nie zawiodłam. Właściwie to wcale się nie zawiodłam! Książka jest wciągająca, mile pisana, a fabuła jak najbardziej mi opowiadała! Książka opowiada o przyjaciołach, którzy przez 30 lat nie mogli ze sobą być. To może się zdarzyć w życiu rzeczywistym. Książka nie opowiada o parze w separacji, a pewnego dnia owe osobniki się spotykają i dziewczyna oprowadza chłopaka po swoich ulubionych miejscach całą noc. Oczywiście, ja jak to, ja musiałam przywiązać się do bohaterów. Dzięki, tym listom jestem już mistrzynią ripost! Pokochałam te listy, i maile w których Rosie i Alex się ze sobą droczyli. To było (nie wierzę, że to piszę) SŁODKIE. Ja najbardziej SŁODKIE.

Tak więc przechodząc do konkretów:
Książka pisana jest oczywiście językiem młodzieżowym, przystępnym dla każdego. Opowieść jest o życiu realnym, a nie jakiejś nierealnej sytuacji. Czyta się ją przyjemnie, jest lekkostrawna. Jedynym minusem chyba są te listy, które na początku aż tak mnie wkurzały…

8/10

Zatem, jeśli jesteś miłośnikiem romansideł, bądź jest nim ktoś z Twojego otoczenia, i nie ma jeszcze „love, rosie” w swojej biblioteczce, to jest to idealny prezent świąteczny!

19 listopada 2015

Rachel Hamartn- "Łuska w cieniu" 600 stron rozkoszy.






                    Tytuł: Łuska w cieniu.
                    Autor: Rachel Hamartn
                    Liczba stron: 612
                    Wydawnictwo: MAG
                    Czas czytania: 5 dni
















Królestwo Goreddu- świat, w którym ludzie i soki żyją w niepewnej równowadze, a ci nieliczni, którzy są jednocześnie ludźmi i smokami, muszą ukrywać prawdę. Jedno z nich- w połowie ludzka dziewczyna, w połowie smoczyca imieniem Serafina – niechętnie dało się wciągnąć w politykę swojego świata. Kiedy dochodzi do wybuchu wojny między smokami, a ludźmi, Serafina musi wyruszyć w podróż, by odnaleźć innych podobnych sobie- ponieważ łączy ja niewyjaśniona więź z nimi wszystkimi, a razem będą zdolni walczyć przeciwko smokom w potężny, magiczny sposób. 

Zbierając tę barwną gromadkę, Serafina musi uciekać przed ludźmi, którzy próbują ją zatrzymać. Jednak najbardziej przerażająca jest inna półsmoczyca, która umie wkradać się w ludzkie umysły i je przejmować. Aż do tej pory Serafina chroniła swój umysł przed intruzami, co jednocześnie oznaczało ograniczenie jej możliwości. 

Nadszedł czas, by podjąć decyzję- trzymać się bezpiecznego starego życia czy przyjąć potężne nowe przeznaczenie?  

Bardzo się cieszę, że odnalazłam tę książkę w ogromnej stercie jeszcze „czekających na przeczytanie” książek. Zakochałam się w tej książce w każdym calu. Po pierwsze uwielbiam smoki, i to nie tyczy się tylko i wyłącznie Szczerbatka. Po drugie, uwielbiam oryginalność. Mimo że wojna to stale powtarzający się schemat, autor ujął to w taki sposób, że strony po prostu fruwały między moimi palcami. Po trzecie, no któż nie lubi raz na jakiś czas przeczytać jakiegoś zdrowego tomiska? Co prawda, to prawda jest to druga część. Ale tę wypożyczyłam kompletnie nieświadoma, zazwyczaj bibliotekarka mówi coś w stylu „Ale to jest druga część, znów chcesz czytać od tyłu?”. Jednak nic się nie stało. Na samiuśkim początku jest wprowadzenie, dzięki któremu czytelnik ma świadomość co się zdarzyło, oraz mniej więcej ogarnia ciągłość wydarzeń. Ale, bo przecież zawsze jest jakieś ALE. Wprowadzenie polecam przeczytać dwa razy. A jeśli już nie masz no to ochoty, to po prostu przeczytaj je w totalnym skupieniu. Inaczej nic z tego nie zrozumiesz. Radzę, ucz się na moich błędach. Oczywiście książka, jak by mogło być inaczej jest piekielnie wciągająca. Nim się obejrzałam przeleciała 100, 150, 250  strona. Kartowałam ją jak oszalała. To również jest duży plus. Opowieść bardzo mile się czyta. Nie jest tak ciężka, jak się spodziewałam. Mimo tych już 600 zdrowych stron.

 Przejdźmy do postaci, które również uwielbiam, a jakżeby inaczej! Główna bohaterka, jest świetnie wykreowana. Przynajmniej w mojej skromnej opinii, ponieważ miejscami bardzo mnie przypominała. Zakochałam się w Abdo! Jaki to był cudowny chłopiec! Ja wiem że będę teraz przesładzać. Ale co tam. Oczywiście pozostałe postacie nie są gorsze, o nie, nie, nie. Książę Lucian Kiggs, którego osobiście uwielbiam za jego poczucie humoru, i sposób bycia. Wszyscy Ityassari (półsmoki) są prześwietne. Nikt nie ma takich samych cech, co mnie bardzo się spodobało. Ponieważ od dłuższego czasu, zmagam się z bardzo podobnymi postaciami w każdej książce, w tej jest inaczej. Niech Rachel Hartman będzie błogosławiony! Oczywiście co to za powieść bez nutki romansu? No żadna! Jednak ten romans, był tutaj tak delikatnie wpleciony, że niemal niezauważalny a jednak tak bardzo hm… pociągający ciekawość? Nie wiem jak mam to określić. Po prostu byłam ciekawa relacji między kochankami.

Tak więc, nie owijając już w bawełnę, ponieważ strasznie tego nie lubię. Książka urzekła mnie w każdym calu, mogę powiedzieć że czułam się jak bohaterka książki. Przeniosłam do Goreddu, i podróżowałam razem ze Serafiną.

10/10!

Pozdrawiam!

.

1 listopada 2015

Susan Ee- "ANGELFALL" - "Aniele, stróżu mój... szeptaliśmy przez setki lat. Myliliśmy się."






Tytuł: Angelfall
Autor: Susan Ee
Liczba stron:  308
Wydawnictwo: Filia
Czas czytania: 2 dni

















"Aniele, stróżu mój... szeptaliśmy przez setki lat. 
Myliliśmy się. Teraz to właśnie ONE okazały się naszym największym koszmarem."

Ziemię ogarnęły ciemności. Państwa upadły, szpitale, szkoły i urzędy stoją puste, nie działają komórki. Za dnia na ulicach rządzą brutalne gangi, ale kiedy zapada mrok wszyscy wracają do kryjówek, kryjąc się przed grozą Najeźdźców. Anioły. Niektóre piękne, inne jakby wyjęte z najgorszych koszmarów, a wszystkie nadludzko potężne. Przez wieki uważaliśmy je za swoich stróżów, teraz okazały się agresorami siejącymi śmierć. Dlaczego zstąpiły na ziemię? Z czyjego rozkazu? Jaki mają plan? Czy ludzie zdołają im się przeciwstawić?

Siedemnastoletnia Penryn wyrusza w desperacki pościg, żeby uratować życie młodszej siostry. Żeby zwiększyć swoje szanse musi zjednoczyć siły ze swoim wrogiem. Oboje przemierzają Kalifornię, niegdyś piękną i słoneczną, dziś kompletnie zniszczoną i wyludnioną, a wszechobecna śmierć niejednokrotnie zagląda im w oczy. Na końcu podróży, w San Francisco, każde z nich stanie przed dramatycznym wyborem.

Czy postąpią właściwie?



Historia związana z tą książką jest w sumie troszkę zabawna. Moja przyjaciółka czytała na przerwie już bodajże kolejną część i w kółko powtarzała o mieczu i misiu Puki… Hm, ciekawe prawda? Oczywiście jak na przyjaciółkę przystało, wcisnęła mi w dłonie część pierwszą i powiedziała: „Słuchaj, to jest na moim koncie w Publicznej, masz dwa dni! Nie spieprz tego”. No i Madzia zaczęła czytać, czytała, czytała i czytała, i uwaga przeczytała! BRAWO! Jest to chyba jedna z lepszych książek które dane było mi przeczytać w październiku. I tutaj każdy może sobie przypomnieć moją ociekającą emocjami recenzję „Wróć ,jeśli pamiętasz”. W każdym razie przejdźmy do konkretów. Sposób w jaki pisze pani Susan jest przyznam, młodzieżowy, miły, oraz jakże szybki w czytaniu. Jednak sama opisy wywołały ciarki na moim ciele, tak za to ją podziwiam. Sama fabuła jest świetna, a dialogi? Cóż, śmiałam się nie raz. Postacie które wykreowała, są niby tak bardzo oklepane, tak bardzo powtarzające się jednak jest w nich coś innego, coś niezwykłego. Jedyny minus którego się doszukałam, to tak niesycące zakończenie! Każdy szanujący się,  ksiązkoholik chyba zna ten ból. Nie zdążyłam się najeść tą książką! Teraz będę musiała wręcz dorwać kolejne 2 części. W bibliotece jestem co dwa dni, gdy tylko pani bibliotekarka mnie widzi krzyczy z daleka: „Nie ma!”. 

Tak więc, już nie odwlekając:

9/10 (-1, za zakończenie!) 

Pozdrówki! 


18 października 2015

Martyna Goszczycka-"Odrodzenie" (Saga wizji paradoksalnych)

                                                                       
                                                                       







Tytuł: Odrodzenie 
Autor: Martyna Goszczycka
Liczba stron: 406
Wydawnictwo: Sumptibus
Czas czytania: 3 dni













Przedświat demonów i Zaświat nimf, barwne aury i Zwierciadła Duszy, boginie stworzone przez alchemika i bezduszne reguły Syndykatu Skrytobójców, Sny, które przerażają i fascynują zarazem. Oto świat, w którym dorasta młody demon Haru- uczy się, jak przeżyć i jak zabijać, walczy, by zostać uczniem okrutniej białowłosej. A może jest lub stanie się dla niej kimś więcej? Może on też nauczy czegoś piękną Plage… 
Odrodzenie to mroczna powieść fantasy, pełna przemocy, śmierci, scen walki, ale także kipiących emocji, rodzących się uczuć. Autorka to absolutna debiutantka, która bez kompleksów, za to z          rozmachem wprowadza nas w swój świat wyobraźni. 




Książka wpadła w moje ręce, któregoś wieczoru w bibliotece. Zarówno okładka jak i opis, spodobały mi się, chociaż bardziej do gustu przypadła mi właśnie okładka. Dlatego stwierdziłam, że ta książka troszkę u mnie pomieszka. Zaczynając czytać byłam pod ogromnym wrażeniem. Polka, tak świetna opowieść, szata graficzna, wydanie, to było po prostu jedno wielkie WOW! Jednakże, prawdopodobnie w drugiej części książki (jest podzielona na 3) odrobinę się zawiodłam. Może to dlatego, że zbyt wiele oczekiwałam? A może to w przypływie dumy i euforii? Nie wiem, nie mam pojęcia. Zawiodłam się, dlatego że „Odrodzenie” odrobinę przypominało mi trylogię „Czarnego Maga” Trudi Canavan, co oczywiście nie znaczy że kompletnie zraziłam się do książki. Brnęłam dalej, z każdą chwilą byłam ciekawsza rozwoju wydarzeń. To naprawdę wciągająca opowieść. Można powiedzieć że wręcz pokochałam głównych bohaterów, Haru oraz Plage. Docinki Haru, osobowość Plage, no coś pięknego. Książka oprócz swoich zalet posiada też minusy, co jak już powtarzam po raz setny nie jest złe. Jeśli ktoś nie czytał trylogii „Czarnego Maga” z pewnością będzie książką zachwycony, natomiast osoby które, tak jak ja, mają już za sobą trylogię Trudi Canavan dostrzegą pewne podobieństwa, chociażby w relacjach między Plage, a Haru. Rozczarowało mnie zakończenie, hm to w sumie nie było zakończenie, tylko śmierć matki Haru, szczerze powiedziawszy liczyłam wtedy na coś więcej, ponieważ Haru wyrzekł się rodziny itd. Aczkolwiek takie rozwiązanie sytuacji też nie było złe, po prostu zabrakła mi tak większej ilości krwi i nienawiści.


Reasumując:

Polecam książkę, każdemu, kto chce przeżyć niesamowitą przygodę z Haru Saruku oraz Plage, doświadczycie niesamowitych przeżyć, chwil smutku, euforii, rozbawienia. Jeżeli jednak, drogi czytelniku, czytałeś trylogię pani Canavan, nadal polecam Ci tę książkę! Nie pożałujesz, a zyskasz porównanie, oraz niesamowite przeżycia.

Odrodzenie dostaje:
8/10



12 października 2015

Tad Williams-"Szczęśliwa godzina w Piekle" - Kolejne rozczarowanie?








                            
Tytuł: Szczęśliwa godzina w Piekle
Autor: Tad Williams
Liczba stron: 484
Wydawnictwo: Rebis
Czas czytania:nie pamiętam













Idź do diabła! - słyszałem takie odzywki więcej razy, niż umiem zliczyć. Tym razem jednak faktycznie tam się właśnie wybieram.Nazywam się Bobby Dolar (a w pewnych kręgach Doloriel). Piekło to nie najlepsze miejsce dla takich jak ja: jestem aniołem, a tam nas bardzo nie lubią. Ale oni mają moją dziewczynę, Caz, która... jest diablicą zwaną hrabiną Zimnoręką. Spytacie, dlaczego anioł wybiera sobie taką akurat ukochaną? No, na pewno nie dla awansu i świetlanej kariery. Ech, długa historia. Grunt, że teraz ma ją w szponach jeden z najpotężniejszych demonów, Eligor Jeździec, któremu nieźle zalazłem za skórę - a on jest mistrzem w chowaniu urazy. Otóż mój przyjaciel Sam, anioł-adwokat jak i ja, podrzucił mi kiedyś złote anielskie pióro, które trafiło mu w ręce pokrętnym przypadkiem i jest dowodem nielegalnego układu między bliżej nieokreślonym piekielnym arystokratą a którymś z naszych archanielskich przełożonych. Mam je do dzisiaj, a ów arcydiabeł zapowiedział, że nigdy już nie ujrzę Caz (która, nawiasem mówiąc, była jego kochanką i niewolnicą), jeśli mu fantu nie zwrócę.Cóż mi więc pozostało, jeśli nie przywdziać ciało demona, wśliznąć się cichaczem do Piekła, wykraść dziewczynę i potem oczywiście żyć długo - jak to anioł - i szczęśliwie? No to polejcie, dobrzy ludzie, strzelimy sobie po jednym i komu w drogę, temu, cholera, czas...





Drugi tom, serii o Bobby’m Dolarze- urzekł mnie całkowicie. Sposób w jaki Pan Williams przedstawił piekło, mija się całkowicie z moimi wyobrażeniami. Jest to najoryginalniejsza wersja piekła jaką okazję miałam zobaczyć, przeczytać.  Dało mi to odrobinę do myślenia. Wizja Piekła jest pisana z tak ogromnym rozmachem, że jest to niemal wersja oryginalna. Książka jest fenomenalna, jednakże odrobinę się zawiodłam.  Myślę że Pan Williams aż, za bardzo starał się, pokazać czytelnikom tę wizję Piekła i Nieba- jednymi słowy mówiąc, ucierpiała na tym fabuła. W książce przeważają opisy piekła, tego co w nim jest, jak nasz kochany Doloriel się w nim czuje. Szczerze? Jest to odrobinę smutne. Liczyłam na coś więcej. Zabrakło mi nieoczekiwanych zwrotów akcji. Jako czytelnik odczuwałam że ktoś podciął skrzydła autorowi. Po prostu, nie tego spodziewałam się po kolejnej części tak fenomenalnej książki. Jednakże nie mogę powiedzieć że jest ona zła. Nie jest zła, po prostu nie przypadła mi do gustu. W „Brudnych ulicach Nieba” cały czas coś się dzieje, jak nie Niebo to Piekło wtyka nos w no dobra, swoje sprawy. Jednakże są te nieoczekiwane zwroty akcji, soczysty romans, aczkolwiek nie przesadzony. „Szczęśliwa godzina w Piekle” to już nie to samo. Zawiodłam się również na zakończeniu książki. Gdy już dotarłam do ostatniej strony krzyknęłam:

-No Heloł?! Co to ma być? Ale jak to?!

Tak, tak zakończenie było tak złe, że miałam ochotę spalić tę książkę, zakopać, podrzeć. Powstrzymałam się tylko dlatego, iż książka jest z biblioteki. Nie mam pojęcia jaką ocenę mam wystawić. Z jednej strony jestem zawiedziona, z drugiej strony czuję jak autor się starał, jak przedstawił Niebo i Piekło, jak dalej poprowadził jakąś tam akcję, kurcze przecież to jest Bobby Dolar, mój ulubiony bohater! Chyba zajmę się szukaniem jakiś plusów w tej książce, bo niezbyt mi to wychodzi. Myślę, że świat przedstawiony jest niezwykle intrygujący, tak bardzo intrygujący, przerażający, oryginalny, jedyny w swoim rodzaju że niemal zapominamy o fabule, więc możemy to uznać za plus. Spodobało mi się również wykreowanie postaci. Każda była jedyna w swoim rodzaju, posiadała osobne cechy, nikt nie posiadał tych samych. Tak więc reasumując:

Polecam drugi tom, jednakże nie odpowiadam za wasze rozczarowanie zarówno zaćmieniem fabuły, jak i zakończeniem:
7/10


Pozdrawiam!


11 października 2015

Gayle Forman-"Wróć, jeśli pamiętasz" ISTNA KATASTROFA?!


Autor: Gayle Forman
Tytuł: Wróć, jeśli pamiętasz
Seria: Jeśli zostanę #2
Oryginalny tytuł: Where she went
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 14.01.2015
Stron: 288
Tłumaczenie: Hanna Pasiersk
Czas czytania: 2 dni




Minęły trzy lata od tragicznego wypadku, który na zawsze zmienił życie Mii. Chociaż dziewczyna straciła rodziców i młodszego brata, postanowiła żyć dalej. Obudziła się ze śpiączki… ale zniknęła z życia Adama. Teraz żyją osobno po dwóch stronach Ameryki – Mia jako wschodząca gwiazda wśród wiolonczelistek, Adam jako rockman, idol nastolatek i obiekt zainteresowania tabloidów. Pewnego dnia los daje im drugą szansę…
Przemierzając ulice Nowego Jorku, miasta, które stało się nowym domem Mii, wyruszą w podróż w przeszłość. Czy uda im się odnaleźć miłość? Czy Mię i Adama czeka wspólna przyszłość?




Cóż, tak na początek. Wiem, to jest kolejna część, nie pierwsza. Ale osoby które mnie znają, wiedzą że ja wszystko lubię robić na opak. Ewentualnie możemy też uznać, że w bibliotece nie było pierwszej części, a że tyle dobrego słyszałam o tych książkach, bez wahania zabrałam drugą część do domu.
Tak bardzo jeszcze nigdy się zawiodłam. Wiecie co? Najchętniej napisałabym jedno zdanie do tej książki. Tak więc przepraszam za moje słownictwo: TA KSIĄŻKA, JEST TAK NIEWYOBRAŻALNIE DO DUPY, ŻE AŻ NIE MOGĘ UWIERZYĆ! Czytając tę książkę miałam wrażenie że czytam o zdesperowanych dzieciakach, które nie dostały zabawki. Mia, wiolonczelistka kobieta z klasą, Adam no typowy chłopak który jest w rockowym zespole, nie? Istna chemia, prawda? Boże…  Ja chyba tej recenzji nie dokończę i dam taką na pół… Zabieranie byłego chłopaka, do ulubionych miejsc? Romantyczne, prawda? Tak a propos, nie miałam pojęcia co dzieje się w książce! Raz gdzieś idą, uciekają, potem akcja w domu tej dziewczyny i nagle BUM! No są razem! A no, niby nie mieli być… A ta obietnica, to ja… Nie, no ja już kończę. Książka pisana, oczywiście młodzieżowym językiem. Dlatego tak szybko ją przeczytałam. Fabuła, kitowa, strasznie oklepana, nudna, wręcz prowadząca do odruchów wymiotnych. Książka mi się nie podobała, koniec kropka, przecinek i średnik!



3/10 

Pozdrawiam.


6 września 2015

„Pretty Little Liars Kłamczuchy” - Kryminał nad kryminałami!

Dawno mnie tutaj nie było, prawda? No cóż, nie poszalałam w te wakacje. Tyle się działo, że… Aż wstyd mówić. Ale ja nie o tym! Kochani, już dawno pożyczyłam od mojej koleżanki książkę, którą równie dawno skończyłam czytać! Jednak nie mogłam się zebrać do napisania recenzji. Więc dziś nadszedł czas, abym przedstawiła wam książkę pt. „Pretty Little Liars Kłamczuchy” autorstwa Sary Shepard! Jest to jeden z lepszych kryminałów, jakie czytałam, bo zazwyczaj kończyło się na tym, że w połowie po prostu przerywałam czytanie. Działo się tak, ponieważ akcja była niczym flaki z olejem, mdła, obślizgła nie do zniesienia. Natomiast przy tej książce byłam cóż, miło zaskoczona.


   Zacznijmy, więc od okładki, standardowo. Okładka jest prosta, biała. Na środku cudny pantofelek w trawie. Nie zachwyca prawda? Mnie jednak zachwyciła czcionka tytułu. Prześliczna prawda? Taka dziewczęca i miła dla oka. Gdy pierwszy raz wzięłam tę książkę do rąk, pomyślałam, że to nie będzie nic przełomowego, zwykły młodzieżowy kryminał z nutą romansu. Tak zazwyczaj jest, i było. Jednak sposób pisania Sary Shepard jest na swój sposób dobry. Ale o tym w końcowej recenzji!




 


Przejdźmy do tego, co my czytelnicy i ksiązkoholicy lubimy najbardziej. Treść.
W Rosewood mieszka piątka przyjaciółek: Alison, Aria, Emily, Spencer i Hanna. Dziewczęta nie mają przed sobą tajemnic, regularnie się spotykają i plotkują. Wszystko zaczyna się sypać na pidżama-party. Po burzliwej kłótni Alison wychodzi, i już nie wraca. Wezwana zostaje policja, wszyscy włącznie z mieszkańcami i przyjaciółkami . Bezskutecznie. Alison wyparowała. Po kilku miesiącach Alison uznano za zmarłą, a przyjaciółki razem z rodzinami rozjechały się po świecie. Jednak pewnego dnia do każdej z nich przychodzi SMS od tajemniczej A. Która zna ich sekrety i przewinienia?

Co zrobią dziewczyny?


Czy Alison żyje? A może nie?

Koniecznie przeczytajcie serię Pretty Little Liars!

Książkę czyta się przyjemnie, płynnie i bezstresowo. Właściwie wszystkie jej walory wymieniłam już wcześniej we wstępie. Nie chcę się powtarzać, dlatego powiem tylko:
Bardzo dobra książka, jeśli lubisz młodzieżowe kryminały, z nutką romansu, to ta książka jest dla ciebie stworzona!

10/10! Bang!



2 sierpnia 2015

Tad Williams-"Brudne Ulice Nieba"

Zastanawiałeś się kiedyś, czy istnieje życie pozagrobowe? Czy anioły istnieją naprawdę? A może rozmyślałeś o tym, co dzieje się z twoją duszą po śmierci? Tad Williams w książce pt. „Brudne ulice Nieba” ujął to na swój sposób, i to nawet całkiem ciekawie.



A od okładki zaczynając… Cóż… Jest dość zwyczajna, jednak podoba mi się jej tajemniczość. Jak możemy się domyślić na pierwszym planie mamy naszego głównego bohatera, natomiast na drugim planie ulice, wydaje mi się, że Nieba? Tak, więc okładka, mimo że nie zachwyca, jest naprawdę bardzo dobrze zrobiona.

Anioł-adwokat, prokurator z piekła rodem i dusza, która oczekuje sądu. Bobby Dolar (formalnie Doloriel) anielski adwokat, który stara się, aby każda broniona przez niego dusza trafiła do Nieba. Jednak pewnego dnia, wszystko się sypie. Dusza znika, a prokurator został zamordowany. Bobby Dolar, rozpoczyna śledztwo na własną rękę. Dlaczego Anioł czuje się osaczony? Co ukrywa Niebo i Piekło? Co posiada Doloriel? Dowiecie się w książce „Brudne ulice Nieba”!



Well…Well…Well (ćwiczę mój angielski)
Jeżeli lubisz książki fantastyczne, z ironicznym poczuciem humoru oraz romansem w męskiej wersji, to ta książka jak najbardziej jest dla Ciebie! Ja osobiście jestem zachwycona! Akcja cały czas nabiera tępa, dużo się dzieje, a Bobby Dolar jest fenomenalny! No, bo… Kto nie lubi, gdy główny bohater jest lekko ironiczny? Nie raz śmiałam się w głos przy tej książce! Jej, dawno nie czytałam aż tak dobrej książki…
Tak, więc bez ogródek wystawiam jej 10/10!

5 lipca 2015

Victoria Aveyard-"Czerwona Królowa" HOT or NOT?

Witajcie!
Właśnie trzymam w rękach bardzo zachwalaną książkę. Mówiąc bardzo, mam na myśli bardzo x100. Aczkolwiek moje uczucia do niej są mieszane… Nie wiem, co mam napisać! To przerażające… Dobra, w takim razie wyjdziemy standardowo od okładki, która jest fenomenalna. Mowa tutaj o „Czerwonej Królowej”- Victorii Aveyard




Okładka jest prosta, nieprzesadzona-uwielbiam takie! W centrum tytuł, na dole cytat oraz logo wydawnictwa, zaś na górze imię oraz nazwisko autorki. Urzekła mnie również korona z któreś ścieka krew. Idealnie odzwierciedla losy głównej bohaterki.

Główną bohaterką jest Mare Molly Barrow, która mieszka w Norcie. Mieszkańcy tego kraju dzielą się na czerwono-krwistych oraz srebrno-krwistych. Pierwsza grupa walczy o przetrwanie, natomiast ludzie, którym w żyłach płynie srebrna krew są uważani za arystokratów, elitę. Jednak Mare jest inna. Przekonuje się o tym na arenie, kiedy spada na barierę. Nie umiera, żyje, czerpie moc. I tutaj pojawiają się problemy. Jakie? Musicie przekonać się sami!


                                             "Powstańmy!
                           Czerwoni niczym świt." 



Książka mi się podobała, nie mogę powiedzieć, że nie, bo zarwałam jedynie noc by ją wciągnąć. W takim razie, dlaczego mam mieszane uczucia? A no, dlatego, że nienawidzę, gdy główna bohaterka ma rozdarcie między dwoma facetami i skacze z kwiatka na kwiatek. Uważam, że fabuła jest świetna, ale co ja poradzę, że nie lubię, gdy główna bohaterka jest wykreowana w taki sposób? NIC. Podoba mi się fabuła, co mi się jeszcze podoba? Na pewno sposób pisania „Victorii Aveyard. Jest on luźny, bardzo dobrze się czyta. Podoba mi się!

Jednak moja końcowa ocena to 8/10, książka była świetna, jednak nie fenomenalna.

3 lipca 2015

Eric-Emmanuel Schmitt-"Oskar i pani Róża"

Cześć, moi mili! 
Dziś (po długiej, długiej, długiej, długiej, długiej przerwie) przychodzę do was z recenzją lektury szkolnej. Niemożliwe, a jednak! Urzekła mnie do cna! Mogę wręcz powiedzieć, że dostałam „kaca książkowego”. Nie mogłam się pozabierać, płakałam całą noc, coś niesamowitego. 
Tak, więc chodzi tutaj o bardzo emocjonalną książkę pt. „Oskar i pani Róża” twórczości Erica-Emmanuela Schmitta. 



Okładka prezentuje się bardzo estetycznie, nie ma niepotrzebnych „zawijasów” czy też innych ozdobników. Zdjęcie wyjaśnia praktycznie wszystko. Chłopiec w zbyt dużych butach? Ale, o co tutaj chodzi? Ja niestety wam tego nie zdradzę, ponieważ, zapewne opiszę połowę fabuły książki. Więc, nie! 

Treść książki jest bardzo poruszająca, chłopiec-Oskar przebywa w szpitalu onkologicznym, choruje na raka. W ostatnich dniach jego życia, wspiera go pani Róża oraz Bóg. Dzięki starszej wolontariuszce, chłopiec pogłębia swoją wiarę, oraz zdobywa nowe doświadczenia. 

„[...] źycie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć.”

Książkę czyta się bardzo przyjemnie, poświęciłam na nią 1, 5h, co mówi, samo przez siebie. Wnosi również wiele wartości do naszego życia, zmienia nasz światopogląd, pokazuje bezsilność rodziców, lekarzy, pacjenta. „Oskar i pani Róża” to bardzo wartościowa książka, cieszę się, że ją przeczytałam.
Bez większych ogródek wystawiam 10/10!  



26 czerwca 2015

Liebster Blog Award

Witajcie Kochani!

Dawno nie dodawałam żadnej recenzji, cóż brak czasu to w zasadzie nie jest żadne wytłumaczenie. Straciłam jakąś wewnętrzną chęć to czytania czegokolwiek. Tak to może się wydarzyć. Nazywam to „Wenowym przerywnikiem”.  Jednakże z opresji wyrwała mnie pani Hanna Greń! Która nominowała mnie do Liebster Blog Award. Naprawdę bardzo Pani dziękuję, to zaszczyt.

Pokrótce wytłumaczę, na czym owy Liebster Blog Award polega. Zasada jest prosta. Gdy Twój blog otrzyma takową nominację, należy odpowiedzieć na 10 pytań, które zadała osoba nominująca. Następnie nominować 10 blogów (najlepiej swoich ulubionych, bądź też tych, które nie są popularne, a mogą się wybić) i zadać 10 pytań. Z tego, co mi wiadomo, nie muszą się bardzo różnić od tych, które zadała wam osoba nominująca. Tak, więc zaczynamy!


Pytania skierowane do mnie:
1. Dlaczego powstał Twój blog?
2. Czy uważasz, że spełnił Twoje oczekiwania?
3. Czy bardziej cenisz "elegancką prostotę", czy też wolisz blogi z dużą ilością grafik i muzyką?
4. Czy negatywne komentarze są dla Ciebie przyczynkiem do zastanowienia się nad publikowaną treścią?
5. Jak reagujesz na hejty? Irytacją, śmiechem, czy lekceważeniem?
6. Czy przeglądasz statystyki w bloggerze?
7. Czy konieczność zamknięcia bloga byłaby dla Ciebie wielkim wyrzeczeniem?
8. Czy nominacja do LBA ma dla Ciebie jakiekolwiek znaczenie?
9. Czy uważasz, że publikowanie postów nawet wtedy, gdy nie ma się nic o powiedzenia, jest słuszne?
10. Czy założenie, bloga wniosło do Twojego życia jakąś wartość?

1. Dlaczego powstał Twój blog?
Mój blog powstał, po prostu. Od zawsze chciałam założyć bloga z recenzjami. Chciałam się dzielić moimi odczuciami po przeczytaniu książki. Gdy tylko znalazłam wolną chwilę wysmarowałam moją pierwszą recenzję i założyłam bloga.


2. Czy uważasz, że spełnił Twoje oczekiwania?
Tak, uważam, że blog w pełni spełnił moje oczekiwania. Nie liczyłam na masę komentarzy, obserwatorów. Dlatego też się nie zawiodłam. Chciałam żeby wpisy były estetyczne, ciekawe a co chyba jest dla mnie najważniejsze pisane „od serca”.

3. Czy bardziej cenisz "elegancką prostotę", czy też wolisz blogi z dużą ilością grafik i muzyką?
Gdybym miała się nad tym zastanowić, to wolę "elegancką prostotę". Dlaczego? Czasami denerwuje mnie, ten paseczek z muzyką. Nie oceniam tutaj gustów muzycznych, ale gdy już czytam jakąś recenzję, bloga, fanfica, to lubię sobie włączyć „moją muzykę”. Co do wyglądu, lubię przejrzystość, na blogu. Łatwo znaleźć, wejść itd. Tak, zdecydowanie wolę ELEGANCKĄ PROSTOTĘ, poza ładnym wyglądem, mówi nam też nieco o twórcy bloga.

4. Czy negatywne komentarze są dla Ciebie przyczynkiem do zastanowienia się nad publikowaną treścią?
Jeśli negatywny komentarz jest uzasadniony, i chodzi tutaj o treść, jaką wstawiłam, to naturalnie. Czytam tekst jeszcze raz, poprawiam ewentualne błędy i zapisuję. Jeśli natomiast ten negatywny komentarz tyczy się mojej osoby, bo cóż…, Co niektórzy uwielbiają uprzykrzać mi życie i piszą w komentarzu coś na temat mojego wyglądu czy charakteru, zostawiam to. Oczywiście nie neguję tutaj osób, które chcą mi doradzić, pomóc itp., Ale tzw. HEJTAMI się nie przejmuję.

5. Jak reagujesz na hejty? Irytacją, śmiechem, czy lekceważeniem?
Co prawda, już odpowiedziałam na to pytanie, ale odpowiem jeszcze raz. Lekceważę to całkowicie. Mimo, że robi mi się przykro, to raczej się tym nie przejmuję.

6. Czy przeglądasz statystyki w bloggerze?
Zależy, które. Jeśli chodzi o statystyki, które widać od razu po wejściu w przegląd, to tak. Zdarza mi się przyjrzeć statystyce, choć nie przywiązuję do niej dużej wagi.

7. Czy konieczność zamknięcia bloga byłaby dla Ciebie wielkim wyrzeczeniem?
Jeśli przyjdzie czas, blog zostanie zawieszony-jednak nie usunę jego treści. Po prostu nie będę już nic dodawała.

8. Czy nominacja do LBA ma dla Ciebie jakiekolwiek znaczenie?
Tak! Oczywiście, że ma! I to ogromne! Dzięki temu wiem, że ktoś tutaj zagląda. Moja treść może dotrzeć do większej ilości osób. Jednak przede wszystkim, to zaszczyt dostać nominację.

9. Czy uważasz, że publikowanie postów nawet wtedy, gdy nie ma się nic o powiedzenia, jest słuszne?
Zależy, jaki byłby to post. Jednak uważam, że post powinien odzwierciedlać tematykę bloga. Jeśli wejdziemy w tytuł „KSIĄZKOHOLICZKA” a pierwszy post będzie poświęcony makijażowi? Nie… Uważam, że nie.

10. Czy założenie, bloga wniosło do Twojego życia jakąś wartość?
Tak. Zawsze byłam niesystematyczna, miałam słomiany zapał i po tygodniu każdy mój blog szlag jasny trafiał. Jednak nie teraz.  Dzięki temu blogowi, robię to, co lubię, jestem systematyczna, przede wszystkim nie stawiam sobie dużych wymagań i celów. Nie przeskoczysz przez skrzynię, jeśli nie weźmiesz rozbiegu, prawda?

To już wszystkie odpowiedzi na pytania. Cóż, przy niektórych n a prawdę było ciężko.
Teraz czas na moje nominacje:

1. Czytanie Moja Miłość. 
2.  My Books My Life. 
3.  Read with Nefmi.
4. ksiązkolandia.
5. Ksiązkoholiczka czyta.
6. zwariowana książkoholiczka.
7. Na Tropie.
8. Ksiązkoholiczka na odlocie. 
9. ksiązkoholiczka
10. Ksiązkoholiczka w Sieci. 

Pytania dla zdających: 
1. Czego oczekujesz od dobrej książki?
2. Książka, którą ekscytowałaś/łeś się w dzieciństwie, młodości?
3. Czy jakaś książka na nowo „otworzyła ci oczy” lub zmieniła twój światopogląd?
4. Jak uważasz: czytanie kształci czy ogłupia?
5. Z którym autorem umówiłabyś/łbyś się na kawę?
6. Jaka jest twoja ulubiona pora czytania?
7. Którego pisarza cenisz najbardziej?
8. Słuchasz muzyki podczas czytania? Jeśli tak, jaką wybierasz?
9. Najdziwniejsza przeczytana przez ciebie?
10. Twoja ulubiona książka z dzieciństwa?

16 maja 2015

Trudi Canavan "Wielki Mistrz"-Czyli noc z potokiem łez!

Witajcie!
Przychodzę dzisiaj do was pełna emocji po ostatniej części trylogii „Czarnego Maga”. Więc UWAGA! Nadszedł czas na recenzję księgi trzeciej czyli „Wielki Mistrz” Autorstwa niezastąpionej Trudi Canavan!
Więc tradycyjnie zaczniemy od okładki.

Jak pewnie dało się już zauważyć… Okładka prawie niczym się nie różni od pozostałych dwóch. Jednak na tej okładce znajduje się postać mężczyzny, a przynajmniej tak myślę-jeśli mój kochany wzrok się nie myli. To tyle odnośnie okładki, dużo prawda?

Przejdźmy zatem do tego co najlepsze, najciekawsze i przepełnione ogromną ilością emocji-treści.
Po pewnym incydencie mentorem głównej bohaterki-Sonei zostaje sam Wielki Mistrz. Jednak za tą jedną osobą kryje się mnóstwo tajemnic. Główna bohaterka nienawidzi go za to co jej zrobił. Pozbawił jej osoby której ufała, a przede wszystkim ograniczył jej życie „towarzyskie” do minimum. Zapewne pomyślicie że to nic, ale jeśli jednak recenzja nakłoni was do przeczytania, będziecie nienawidzić Akkarina tak samo jak główna bohaterka. Dobrze wiem co mówię.  Sonea stara się unikać Wielkiego Mistrza, tak naprawdę do jego rezydencji przychodzi tylko na noc, żeby się wyspać czy też ewentualnie pouczyć. Resztę wolnego czasu spędza w bibliotece. I tam właśnie wszystko się zaczęło. Sonea znalazła mapę. W każdym razie nie był to przypadek. Odkryła więc mapę ukrytych korytarzy w gmachu uniwersytetu, które prowadzą dosłownie wszędzie! No i tutaj pojawiają się kłopoty… Sonea przez przypadek znalazła się w pokoju Akkarina (Wielki Mistrz), gdzie wszystko zaczyna się komplikować. Dziewczyna z czasem poznaje Akkarina, który zaczyna się przed nią otwierać.  Nowicjuszka po emocjonującej opowieści Maga- pełnej bólu, żalu i goryczy nauczy się… A tego wam nie zdradzę! Musicie przeczytać.

Tak jak poprzednie części, tę również czytało się przyjemnie, płynnie a co najważniejsze nie odczuwało się aż 700 stron do przeczytania. Książka cały czas trzyma w napięciu. Nie możesz zasnąć, ponieważ zastanawiasz się co będzie dalej! Wielkie brawa należą się autorce, nigdy aż tak nie ekscytowałam się książką! Pani bibliotekarka się ze mnie śmiała, pół godziny  paplałam jej o tej trylogii. Co mogę tutaj więcej napisać? Kocham!  Jednak, odrobinę się zawiodłam, wylałam potoki łez gdy zmarł mój już potem jeden z ulubionych bohaterów. Więc jeśli jesteś bardzo emocjonalną osobą, na pewno będziesz płakać, może nawet wyć do księżyca tak jak ja. Ostatni rozdział i epilog były wyciskaczami łez… Jednak nie odejmę za to punktów… Już się z tym pogodziłam. Na szczęście.

Tak więc daję 11/10! (to 11 wcale nie jest przypadkowe!)

Czego nauczyła się Sonea?

Czy łączy ją coś Z Akkarinem?

Wielka Inwazja złowrogich magów?

Na to wszystko znajdziecie odpowiedź w trylogii „Czarnego Maga” autorstwa Trudi Canavan!
Pozdrawiam!

27 kwietnia 2015

Trudi Canavan-"Nowicjuszka"~czyli chwile pełne emocji!

Cześć!
Przychodzę do was z recenzją kolejnej części trylogii Trudi Canavan, czyli… .Przyszedł czas na „Nowicjuszkę”!  Tak, ta trylogia na pewno długo zostanie w mojej pamięci.
Nie będę wypowiadała się na temat okładki, ponieważ jest taka sama, a różnica polega na tym, że postać stoi w innej pozycji.




Skupmy się nad treścią.

W kolejnej części, nasza kochana Sonea uczęszcza na uniwersytet. Uczy się tam używania swojej mocy, a przede wszystkim kontrolowania jej.  W nauce uparcie przeszkadza jej rówieśnik- Regin. Napada na nią razem z grupką innych nowicjuszy. Jak myślicie, kto wygrał? Tak, Sonea. Okazało się, że jej moc rozwija się w zawrotnym tempie. Nie zużywa jej dużo, ani się nie męczy. Każdy pewnie pomyślał CZAD! Nie. Niestety, starsi magowie tzw. mistrzowie muszą zablokować jej moc, ponieważ cóż - Przeczytacie to się dowiecie. W każdym razie, jeśli ktoś przeczytał już pierwszą część to na pewno wie, co w nocy zobaczyła Sonea, gdy razem z Cerynim wkradli się na teren Gildii. Z tym wiąże się dość nieprzyjemny wątek, ale nie będę wam go zdradzać. Jeśli jakaś dziewczyna lubi akcję z nutką romansu to ta trylogia jej zdecydowania, dla niej!

Więc, książkę czytało się przyjemnie. Jednak strasznie męczyło mnie pierwsze 100-150 stron. Nic się nie działo, przynajmniej dla mnie.  Myślałam nawet, że porzucę tę część, trylogię. Ale że jestem uparta i pewnego wieczora powiedziałam „O nie, nie! Nie oddasz jej, wręcz przeciwnie-przeczytasz od deski do deski.” I tak się stało, z czego jestem niesamowicie dumna! Akcja tak bardzo się rozwinęła, że nie potrafiłam odłożyć książki na miejsce! Na moje nieszczęście w święta biblioteka była zamknięta, i nie mogłam wypożyczyć trzeciej części. Ale już ją mam i natychmiast zabieram się za czytanie!

Książkę oceniam na 9/10

Ten jeden punkt ujmuję za brak akcji na początku, ale książka jest świetna!
Pozdrawiam!


1 kwietnia 2015

Trudi Canavan- „Gildia Magów”-CZYLI DZIEŃ W MOJEJ NORZE :)

 Cześć!
W końcu przyszedł czas na recenzję, zdecydowanie najlepszej książki, jaką przeczytałam w 2015 roku (albo, jak kto woli trylogii) książka nosi tytuł „Gildia Magów” i jest autorstwa Trudi Canavan.
Zacznijmy od okładki, która prezentuje się tak:




Jak widać przeważa kolor biały, co osobiście dla mnie jest małym utrudnieniem. Ponieważ taka książka szybko się brudzi a ja mam po prostu bzika na punkcie białych książek.  W głównym, centralnym miejscu okładki widać postać w kapturze. Jest to kobieta, przynajmniej, gdy ktoś bliżej się przyjrzy. No i oczywiście na samej górze-tytuł oraz autor. Okładka mimo białego koloru, bardzo mi się podoba. Lubię taki minimalizm. Nigdy nie przyciągały mnie książki z wymyślnymi okładkami, wolę prostotę. Mimo iż widziałam inne wersje okładki, które również mi się podobały, to myślę, że jeżeli miałabym kupić tą książkę dla siebie bądź w prezencie, to wybrałabym tą wersję.

Co do treści to:

Książka opowiada o dziewczynie z tzw. slumsów, jednak Sonea wcale nie jest zwyczajną nastolatką.  Akcja zaczyna się w dniu czystki, kiedy Sonea napotyka grupkę swoich dawnych przyjaciół ze slumsów, typowych rozrabiaków. Ludność ze slumsów zbija się w grupkę, po czym banda przyjaciół głównej bohaterki zaczyna ciskać kamieniami i różnymi innymi proszkami, które zapakowane zostały w paczuszki, w barierę ochronną, którą podtrzymywała magia - a, co za tym idzie byli tam magowie. Każdy kamień odbijał się o barierę, jednak ogromne było zdziwienie Sonei, gdy rzuciła własnym kamieniem. Tak, zgadliście przebił się przez barierę. Przestraszona Sonea zaczyna uciekać, w dalszej ucieczce pomaga jej przyjaciel-Ceryni.


Ta książka zdecydowanie jest fenomenem! Nie potrafię sobie przypomnieć książki, którą przeczytałam równie szybko jak tą. Byłam pod wrażeniem mojej szybkości czytania. Jedno wielkie WOW! Mimo że na początku myślałam, że przecież nie dam rady, bo to aż całe 500 stron, tak, tak ja? Ja nie dam rady? Książkę wręcz pochłonęłam w niecałe pół dnia razem z przerwami.  Nadal nie mogę się po niej otrząsnąć, całe szczęście, że w domu miałam drugą część, bo cóż lekko mówiąc rozniosłoby mnie. Tak… No, więc książkę czyta się lekko i płynnie.  Bardzo podobało mi się to, że książka była pisana z kilku perspektyw, wiedziałam wtedy, co czuje inna postać w danym momencie. Fabuła cały czas trzyma w napięciu, nie są to przede wszystkim flaki z olejem, za co należą się ogromne brawa Trudi. Książkę bez wyrzutów sumienia oceniam na 10/10 i niech każda będzie tak świetna jak ta, a już nigdy nie wyjdę z biblioteki!  

22 marca 2015

"Dotyk Julii"-Tahereh Mafi

Hej! 
Po długiej przerwie przychodzę do was z recenzją, już dość znanej książki „Dotyk Julii” autorstwa Tahereh Mafi. Znając moją słabą stronę-lenistwo, pewnie już każdy czytał tą książkę… A może właśnie nie każdy? Może TY nie czytałeś akurat tej książki, co? W takim Razie zapraszam cię, do przeczytania mam nadzieję, pomocnej recenzji!

No, więc, na początek zacznę od autorki.

Jest 26-27 letnią, amerykańską pisarką. Urodziła się w 1988 roku w Connecticut. Jej debiutem literackim, jest właśnie „Dotyk Julii” wydany w bodajże 2011 roku. Jest żoną pisarza Ransoma Riggsa.
Dobrze, uporaliśmy się za autorką no to teraz czas na to, co najlepsze, czyli książka! 
Na początku zacznę od okładki, ponieważ moja koleżanka ma inną okładkę, znowuż w bibliotece również jest inna. Ja dziś zajmę się tą bardziej „popularną”, czyli tą: 



Jest przepiękna! Gdy ją zobaczyłam to było jak takie, WOW! No, bo przecież to bardzo oryginalna okładka prawda? Ponadto jest w moich ukochanych kolorach, a jeszcze przeważa tam błękit! No to już w ogóle cud, miód i malinka! Jak tak teraz patrzę na tą okładkę, to ona ma zawartych mnóstwo symboli z książki, ale nie! Nie zdradzę ci, o co w nich chodzi. Jeśli więc chodzi o okładkę to już zakończyłam swoją wypowiedź. 

Przejdźmy do treści! 

Główną bohaterką jest siedemnastoletnia Julia. Jest wyrzutkiem społecznym. Julia była inna z wielu powodów, lecz kluczowym był jeden-DOTYK.  Nikt nie może jej dotknąć, nikt tego nie chce. Po pewnym incydencie Julia zostaje zamknięta w tzw. izolatce, w psychiatryku a przynajmniej tak myśli. Ma ze sobą swój notesik czy też pewnego rodzaju pamiętnik, w którym znajdują się różne sentencje, wyznania, czy też po prostu różnego rodzaju zapiski. Pewnego dnia do jej celi, wchodzi chłopak. I jak się okazuje oboje się znają, jednak Julia zachowuje do niego dystans. 

A co stanie się potem? 

Przeczytaj a się dowiesz! 

Mną książka ogromnie wstrząsnęła. Fakt zabierałam się za nią chyba z milion razy, z różnych powodów. Jednak pewnego dnia powiedziałam DOSYĆ! Przeczytam chociażbym miała wmuszać w siebie treść. Treści nie wmuszałam. Jednak mam mieszane uczucia, co do tej książki. Może to po prostu nie mój typ? Ale znowuż wcale jej nie skreślam! Czytało się miło, przez opisy przebrnęłam bez trudu. Sama opowieść i pomysł jak najbardziej na ogromny plus. Więc myślę, że jest to książka na pewno godna polecenia, czy też idealna na prezent urodzinowy, gwiazdkowy itd. Książkę oceniam na DUM …DUM… DUM… 8/10 punktów! 
P.S Bardzo podobały mi się przekreślone sentencje! 

Pozdrawiam! 
Bajo :* 

4 lutego 2015

Leonardo Patrignani „Wszechświaty”


Cześć!
Choroba chyba mi służy! Nadrabiam wszystkie książkowe zaległości, bo cóż jak na razie czytałam tylko podręczniki i raz na jakiś czas dobrą książkę, która pozwoliła mi się oderwać od świata rzeczywistego.  Godzinę temu skończyłam czytać książkę Leonardo Patrignani „Wszechświaty”. Zakochałam się bezwarunkowo! Jak nie przeczytam kolejnej części tej trylogii to nie wiem, co zrobię? Myślałam, że „lekko” czyta się tylko TRYLOGIĘ CZASU, ale się myliłam! Co prawda wydanie, które ja posiadam, odrobinę różni się chyba od tego pierwotnego? Postanowiłam, więc zrobić porównanie.
Więc tak prezentuje się moja książka:



Pierwsze, co mnie oczywiście, całkowicie pochłonęło i zauroczyło to okładka. Bo… Czy ona nie jest przepiękna? No jest! Ha! Co najlepsze książka na okładce nie posiada tytułu? Dlatego gdy wzięłam ją do ręki i popatrzyłam stwierdziłam, że to może być ciekawe. Cały tytuł znajduje się na grzbiecie książki, co dodaje jej tajemniczości. Ponadto w standardowych książkach na tyle znajduje się mały życiorys autora, mała część fabuły książki, lub jakiś cytat, ale nie w tej książce. Ona jest inna, z innego świata.
A teraz dla ciekawskich, na okładce, gdy dobrze się przyjrzysz zobaczysz dwie postacie, spacerujące po klifie? Bo brzeg morza to, to na pewno nie jest.

Nie owijając w bawełnę przechodzimy do tego, co my, mole książkowe lubimy najbardziej! Do treści!
Książka opowiada o dwójce nastolatków: dziewczynie- Jenny i chłopaku Aleksandrze (Alex). Oboje posiadają moc rozmowy poprzez telepacie, przynajmniej tak uważają. Ich rozmowy zawsze były niezrozumiałe, wokół słychać było inne odgłosy, oboje cierpią fizycznie, gdy ze sobą rozmawiają. Jednak od pewnego czasu ich rozmowa wydaje się być całkiem normalna. Słyszą się wyraźnie i nie mdleją.  Alex koniecznie chce zobaczyć się z Jenny, ale jest problem-musi przemierzyć pół świata żeby się do niej dostać. Jednak dla niego i jego przyjaciela Marco-totalnego maniaka i króla elektroniki nie jest problemem dostanie się do Jenny. Tak, więc Alex wyrusza. Miejsce, data i czas spotkania są uzgodnione. Leci samolotem, z przesiadkami, przybywa na molo, nie ma jej. Siedzi pod lampą, nagle nawiązuje się między nimi kontakt, rozmawiają (CYTUJĘ):

-Jestem tu, na molo. 
-To niemożliwe, Alex. Jestem na molo od ponad godziny nie ma żadnej żywej dusz na tej przystani. Jesteś pewien, że jesteś w Altonie naprzeciw Pier Street? 
-Tak, Jenny. Jestem jakieś dziesięć metrów od drogi, na pierwszym odcinku mola. Naprzeciwko mnie znajduje się latarnia, a parę kroków dalej schodki, które prowadzą na plażę.
Jenny?
Słyszysz mnie jeszcze?
-Alex, jestem naprzeciw tej samej latarni, koło schodków. Dokładnie tam gdzie ty. 

Tak, więc okazuje się, że są w innych światach.
Cała fabuła jest naprawdę świetna! Pomysł niesamowity! Cieszę się niezmiernie, że moja koleżanka pożyczyła mi tę książkę.  Nadal nie mogę się po niej otrząsnąć. Gdybym mogła to wyściskałabym autora! Oczywiście w książce pojawia się wątek miłosny pomiędzy Jenny a Alex’em jednak nie psuje on smaku książki i nie jest aż tak wyraźny. Całość czyta się dosłownie tak jak chciał autor! (W wywiadzie, podlinkuję wam) Ja nie wiem czy mogę napisać coś więcej, nie mam słów. Książka jest po prostu świetna!
Do usłyszenia! 

1 lutego 2015

Leigh Fallon- „Córka Żywiołu”.

Cześć!
Dziś przychodzę do was z recenzją książki Leigh Fallon- „Córka Żywiołu”. Książkę miałam okazję zakupić w Biedronce, za bodajże 9.99Zł, więc zbyt wiele nie straciłam. Książka prezentuje się o tak:




Ma 316 stron (razem z podziękowaniami), oraz przepiękną okładkę! Uwielbiam kolor niebieski, więc nie było mowy o zostawieniu jej na półce w Biedronce! J Na tylnej okładce mamy mały posmak fabuły książki, pozwolę sobie zacytować:
„MIŁOŚĆ BYŁA IM PISANA
Magan Rosenberg przeprowadziła się do Irlandii i nagle wszystko zaczyna nabierać sensu. Choć dorastała w Ameryce, w nowym miejscu czuje się jak w domu. W szkole poznaje wspaniałych przyjaciół i zakochuje się w tajemniczym, przystojnym Adamie DeRisie. Wkrótce odkrywa jednak, że jej uczucia względem Adama związane są z losem przypieczętowanym całe wieki temu-moc, która ich przyciąga do siebie może doprowadzić do ostatecznej zagłady.”
Czytając ten opis, cóż stwierdziłam, że warto spróbować, może książka rzeczywiście nie jest taka zła, i przesiąknięta obleśną miłością. Cóż, hmm pomyliłam się.  Sam prolog i pomysł na opowieść był naprawdę bardzo, ale to bardzo dobry. Ale co ja poradzę, że po prostu nie lubię książek, w których co zdanie jest jakieś wyznanie miłości, albo, „ Ohhh, jaki on wspaniały Ohhh Ohhh” – ja wiem, że teraz przesadzam i jestem wredna, ale co zrobisz- nic nie zrobisz to jestem ja!
Na samym początku poznajemy główną bohaterkę Megan, która przygotowywuje się na pierwszy dzień w nowej, kolejnej szkole. Megan według mnie jest typową nastolatką, rozmawia o facetach, śmieje się, gdy ktoś powie kiepski żart. W nowej szkole jest strasznie zagubiona, jednak poznaje Caitlin, która oczywiście jej pomaga.  W krótkim odstępie czasu poznaje Adama i się w nim zakochuje (Niczym Zmierzch! OMG) Cała ta znajomość rozkwita jednak potem okazuje się, że biedni nie mogą być razem, z powodu jakieś klątwy czy przeznaczenia czy jak tam sobie chcecie.
Powiem wam troszkę o Adamie, więc również jest on nastolatkiem i ma dwójkę rodzeństwa (siostrę i brata) Cała trójka włada żywiołami, dzięki czemu jest pokój na całym świecie.
I teraz zjadę tę książkę. Fabuła niczym ze Zmierzchu! Nieszczęśliwa miłość Romea i Julii, jednak zakończona happyendem. Ja rozumiem, że w książce, opowiadaniu chodzi o bezpieczeństwo naszej kochanej Megan, ale znowu przewożenie jeepem, oczywiście z obstawą (ZNOWU ZMIERZCH). Nie wiem, co chcę tutaj jeszcze napisać, nie wiem, co napisałam. Głównie to, co myślałam. Już się zamykam.


Do Usłyszenia! 
Szablon
Aris Carmen Light
Szabloniarnia w Łatki
Źródła
1 2 3 oraz podziękowania dla Silent One za pomoc